Publicystyka

Kamilka z „upiornego” domu

Ulica wspólna w gdańsku leżąca niedaleko rzeki motława przypomina wyglądem bardziej wieś niż miasto, chociaż tak niedaleko jest przepyszna starówka znana na całym świecie, duma i chwała gdańska. Pod numerem 20 stoi opustoszały dom piętrowy, pozbawiony szyb w oknach, zamiast tego drewniane dykty, a jedno z nich jest zamurowane, obrosły go chaszcze, ledwie można dostrzec, gdzie jest wejście. Zabite drzwi dwiema dechami przypominającymi krzyż świętego Andrzeja. Taki widok domu prezentuje mapa googla z czerwca 2014 roku, można obejrzeć go z bliska na stronie fotopolska.eu z opisem pod jednym ze zdjęć o jego katastrofalnym stanie technicznym z września także 2014 roku. Siedemnaście lat wcześniej mieszkała tam siedmioletnia Kamila Szarmach wraz z matką, ojczymem i siostrą. Dom robi upiorne wrażenie, jakby było scenerią z jakiegoś horroru. Oddaje on swoim wyglądem w sposób symboliczny tragiczną historię Kamilli, której ciało wyłowiono dwadzieścia lat temu z nurtów opływu motławy. Jakie były ostatnie chwile jej życia? Gdzie spotkała swojego mordercę? Trudno jest to ustalić po tylu latach, zwłaszcza, kiedy ludzka pamięć zawodzi. Być może wielu z sąsiadów, którzy pamiętali dziewczynkę już niewiele mogą do sprawy wnieść nowego, właśnie z powodu upływu lat. Media od czasu do czasu przypominały sprawę morderstwa dziewczynki. 16 czerwca tego roku „Dziennik Bałtycki” podał informację, że pomorskie „Archiwum X” wznawia po latach śledztwo w sprawie zamordowania 7-latki. Dlaczego postanowiłem opisać tę historię? Co sprawiło, że do niej wracam? Pamiętam dobrze program „997”, w którym prezentowano zabójstwo Kamili Szarmach w maju 1999 roku. Także dla tego, że o tragicznym losie dziewczynki przesądzili pośrednio jej opiekunowie, matka i ojczym. Gdyby nie nadużywali alkoholu, bardziej świadomie podchodzili do opieki nad nią, dziewczynka nadal by żyła. W toku śledztwa prowadzonego przez gdańską policję wyszło na jaw, że ojczym oraz matka wysługiwali się Kamilą przy domowych czynnościach. Nie było inaczej owego feralnego 11 listopada 1997 roku. Matka postanowiła wysłać córkę do pobliskiego sklepu po kupno kapusty. Kamila była rezolutną dziewczynką, bardzo samodzielną, wszak rodzice swoją postawą życiową zmuszali ją do radzenia sobie i wykonywania codziennych czynności za nieodpowiedzialnych dorosłych. Niestety łatwość, z jaką dziewczynka nawiązywała kontakty z obcymi przesądziła o smutnym finale jej krótkiego życia. Po godzinie od wyjścia z domu do sklepu rodzice Kamili zaczęli się niepokoić jej nieobecnością. Okazało się, że sklep, do którego miała pójść był tego dnia zamknięty, matka dziewczynki szukała jej po okolicy, rozpytywała sąsiadów i okolicznych mieszkańców czy nie widzieli Kamili. Bez rezultatu, kiedy do wieczora nie wróciła do domu postanowili zgłosić zaginięcie córki na policji, rozpoczęły się poszukiwania zaginionej, jednak nie przyniosły one żadnego rezultatu. Przeszukiwano okolicę, policja pytała mieszkańców czy nie widzieli Kamili tego dnia, kiedy zaginęła. Udało się w toku prowadzonych poszukiwań dotrzeć do świadka, który widział siedmiolatkę rozmawiającą z mężczyzną około 28-30 lat krępej budowy ciała mającej 175 cm wzrostu oraz charakteryzującym się mocną opalenizną. Miejsce, gdzie widziano ją konwersującą być może ze swoim przyszłym mordercą, był most łączący olszynkę z ulicą łąkową. Stał przy nim inny mężczyzna mający około lat 40, który także widział siedmiolatkę, ale nie zgłosił się potem na policję. Dalszy tok śledztwa ujawnił fakt, że przy kolejnym sklepie, do którego poszła dziewczynka także rozmawiała z nieznanym sobie mężczyzną.  Być może widzieli to oczekujący na autobus linii 121 na przystanku łąkowa pasażerowie. Nie wiadomo czy zgłosili się na policję i cokolwiek wnieśli do sprawy? W marcu 1998 roku śledztwo umorzyła zarówno śródmiejska policja, jak prokuratura gdańsk – południe prowadząca śledztwo w sprawie nieletniej Kamili. Do 5 września następnego roku rodzina dziewczynki żyła nadzieją, że się odnajdzie. Tego dnia pewien gdańszczanin łowiąc ryby natrafił na pływające po motławie ludzkie zwłoki. Jak się później okazało na podstawie badań DNA była to Kamila Szarmach. Sprawa zabójstwa została umorzona w kwietniu 1999 roku wobec nie wykrycia sprawcy lub sprawców. 6 maja tego samego roku w programie TVP 2 „997” Michał Fajbusiewicz zaprezentował rekonstrukcje wydarzeń, mówiąc o tej sprawie jako najpotworniejszej z prezentowanych przez prawie trzynaście lat w jego programie. Do sprawy wróciło także polsatowskie „Telewizyjne Biuro Śledcze”. Żaden z programów nie przyczynił się do rozwikłania morderstwa Kamili Szarmach. Gdańska policja oraz prokuratura przyjęła kilka hipotez dotyczącego przebiegu wydarzeń tamtego listopadowego dnia przed 21. lat. Wątek seksualny był brany pod uwagę od zaginięcia dziecka, a po ujawnieniu zwłok w nurtach motławy stał się najbardziej prawdopodobny, ponieważ zwłoki Kamili nie posiadały dolnej części garderoby i butów. Dziś technika poszła tak do przodu, że być może doprowadzi śledczych do mordercy dziewczynki. Co się stało z matką dziewczynki oraz ojczymem? Jakie los spotkało jej siostrę? Nikt tym się zbytnio nie interesował, a przecież rodzina Kamili musiała zmierzyć się z ogromną tragedią. Znając ówczesne służby socjalne zapewne zostali pozostawieni sami sobie. A być może nie. Opustoszały dom przy Wspólnej 20 straszy swoimi wyglądem i stanem technicznym, ale także swoją historią, losem siedmioletniej dziewczynki. Nieodpowiedzialni rodzice zrzucili zbyt szybko na Kamilę odpowiedzialność za prowadzenie domu, co doprowadziło do tragedii.

Robert
robs1980.blogspot.com

Udostępnij tekst

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *